MIKOŁAJ TRZASKA – DANZIGER STRASSENMUSIK

  1. Długie Pobrzeże – MP3
  2. Gołębie wieczorem
  3. Serce Motllau
  4. Hanza Soul – MP3
  5. Machandel & Dagoma
  6. Kill Still Good Night – MP3
  7. Lonely Woman

Mikołaj Trzaska – alto saksophone & bass clarinet
Marcin Oleś – duble bass
Bartłomiej Brat Oleś – street drum set: laptop – snare drum,
tenor gong, steel tray, cowbells, woodblock, 6″ akcent,
birds, janchars, dopler orange sticks, jing, tamburine.

We wrześniu 2003 roku Mikołaj Trzaska wyszedł na ulice miasta. W ten sposób zrealizował swój projekt zarejestrowania kilku koncertów na gdańskich ulicach. W ciągu czterech dni, podczas których zagrał siedem koncertów w różnych miejscach gdańskiej Starówki i Parku Oliwskiego zgromadził na nośniku cyfrowym około siedmiogodzinny materiał koncertowy, którego część została wykorzystana do nagrania solowej płyty Danzinger Strassenmusik. Na płytę złożyło się kilkanaście kompozycji na saksofon, kontrabas i instrumenty perkusyjne wzbogaconych odgłosami gdańskiej ulicy. Nagranie jest zapisem koncertu, który odbył się 7 września o godz. 19.15 na ulicy Mariackiej.

Płyta Danzinger Strassenmusik zawiera plik video, będący zapisem przebiegu całej akcji. Pojawiają się na nim wszyscy muzycy, którzy towarzyszyli Trzasce przy realizacji projektu czyli Marcin i Bartłomiej Oleś (kontrabas i instrumenty perkusyjne), Michał Górczyński (klarnet basowy) orazKrzysztof Topolski (perkusja).

Recenzje

„Wydarzenie to o tyle bez precedensu, że miast ludowych piosneczek, do uszu przechodniów sączyli wcale nie najłatwiejsze oblicze jazzu. Sączyli je do uszu przechodniów, nie do bywalców jazzowych klubów. I jakkolwiek muzyka zespołu jest mi doskonale znana, tak zupełnie niecodzienny jest odbiór tej muzyki przez jakby nie patrzeć przypadkowych słuchaczy. Oklaski, oklaski, oklaski…”
„Mnie reakcja taka niby nie dziwi, nie raz ręce od nich bolały podczas, a w zasadzie po ich koncertach. Jednak zainteresować przypadkowego, nieprzyzwyczajonego do muzyki jazzowej słuchacza, to wielka sztuka. I trzeba powiedzieć, że Mikołajowi i braciom Olesiom sztuka ta się udała.
Z drugiej strony patrząc na to wydarzenie, zauważyć należy, że to pierwsze „koncertowe” nagranie bodaj jedynego w Polsce, regularnie istniejącego jazzowego bandu (boże daj im wytrwałość na przyszłe lata). Koncertowe, ale przecież przez niezwykłość miejsc, zarówno dziwne, jak i zupełnie nieadekwatne do tego, co możemy usłyszeć podczas koncertów. Niezwykłość wprowadza przede wszystkim „uliczny zestaw perkusyjny”, na którym gra Bartek. Jak zostało napisane na rozkładówce okładki, specjalnie na te okazje stworzony „zestaw perkusyjny” daje zupełnie odmienne efekty od rozbudowanego zestawu, z którym na codzień boryka się „Brat”. Inny efekt, ale przez to muzyka nabiera zupełnie innego, onirycznego obrazu. Nie jest tak dosadna, jak na klubowych koncertach bywać potrafi. W przeciwieństwie też do normalnych koncertów granych w tym samym składzie, utwory zagrane podczas ulicznych występów, to nie licząc cudownego „Lonely Woman” Colemana (hmmmm… pomimo upływu niemal roku od tego wydarzenia, do tej pory nie mogę zapomnieć bodaj najlepszego – a zarazem jednego z najlepszych w ogóle – wykonania tego utworu w ich wykonaniu, jakiego byłem świadkiem w krakowskiej „Mleczarni”), kompozycje (czy też „kompozycje”) Mikołaja. On też gra o wiele bardziej pierwszoplanową rolę niż zwykle w muzyce Oleś/Trzaska/Oleś to bywa. Muzyka pomimo owej perkusyjnej „oniryczności” jest chyba bardziej konkretna niż w przypadku regularnych występów tria.”
„To, co mnie uderza – zresztą nie wiem, który już raz – w muzyce tria, to niesamowite zgranie, czujność każdego z członków zespołu na to co dzieje się wokół nich. Wydaje się, że stałość grania muzyków w tym składzie doprowadziła do sytuacji, w której muzycy już nawet nie słyszą się, ale wyczuwają swe intencje. Są jak monolit. I dobrze, bo z tego typu monolitów rodzi się prawdziwa sztuka. Ja nie mam wątpliwości, że ilekroć sięgam po muzykę graną przez Trzaskę i braci Olesiów, z taką Sztuką obcuję. Muzycznie „Danziger Strassen Musik” stanowi dalszy rozwój koncepcji od kilku lat prezentowanej przez trio. Jest tu zatem miejsce na jazz. Na improwizacje. Na odniesienia do współczesnej kameralistyki. I na to, czego nie zawaham się powiedzieć, na udział jakiegoś geniuszu, który powoduje, że każdy zagrany dźwięk jest inny, każda kompozycja brzmi inaczej, za każdym razem doświadcza się czegoś nowego.”
„Wielkie Brawa!”
Paweł Baranowski/Diapazon

„7 września, Gdańsk, staromiejska ulica Mariacka. Trzech muzyków, saksofon altowy, klarnet basowy, kontrabas i specjalny zestaw perkusjonaliów. Tak pokrótce można określić okoliczności towarzyszące sesji „Danziger Strassenmusik”. W jej efekcie powstało jedno z najbardziej niezwykłych nagrań w historii polskiej fonografii. Napisałem trzech muzyków, ale dodatkowym, czwartym była gdańska ulica. Dosłownie i w przenośni. Dosłownie, bo instrumentom towarzyszą odgłosy przechodzących ludzi, nawoływania dzieci. W przenośni, bo atmosfera i historia starego Gdańska zdeterminowały przekaz.
Pisanie o rodzajach i gatunkach muzycznych w kontekście tej płyty mija się z celem. Można doszukiwać się w propozycji Trzaski i braci Olesiów fascynacji dokonaniami europejskiej muzyki improwizowanej i free jazzem (szczególnie tym spod znaku Ornette’a Colemana). Jednak wszelkie etykietki w tej konfrontacji tracą sens. Mamy tu do czynienia z oryginalną, indywidualną propozycją. Artyści czerpią z jazzowej tradycji, ale ze znanych elementów składają nową całość, która mogła powstać jedynie w ich umysłach i, dodajmy, tylko na ulicy Mariackiej w Gdańsku. Jeśli dobrze wsłuchać się w tę poetycką i obrazową muzykę, to usłyszymy burzliwą i wielokulturową historię miasta. Niespieszna opowieść, malowana dalekimi od tradycyjnej wirtuozerii frazami saksofonu i klarnetu, kontrabasem arco i pizzicato oraz kolorową baterią instrumentów perkusyjnych. Wyraźnie słychać doświadczenie Trzaski w tworzeniu muzyki teatralnej. W przeciwieństwie do wielu jazzmanów koncentruje się on głównie na nastroju i brzmieniu zaprzęgniętych w celu jak najwierniejszego oddania ducha miasta. Trudno tu mówić o muzyce programowej, wspomniany obraz rodzinnego miasta saksofonisty nie rości sobie praw do obiektywnej prawdy, jest jedynie jego przefiltrowaną przez prywatne uczucia impresją.”
Marek Romański/Hi-Fi i muzyka 05/2004

„Kolejny znakomity efekt współpracy legendy jassowego saksofonu Mikołaja Trzaski z najlepszą aktualnie jazzowa sekcja rytmiczna – braćmi Bartłomiejem i Marcinem Olesiami.
Materiał został nagrany podczas jednego z koncertów tria na ulicach Gdańska, co jednak nie ma w zasadzie większego wpływu na jego charakter. Podobnie jak w przypadku wcześniejszych nagrań tego składu mamy tu do czynienia z czymś, co można określić nowoczesnym minimal jazzem.
Powściągliwość i skromność muzyków dosłownie porażają. Chociaż każdy z nich wielokrotnie wykazywał się iście freejazzowym temperamentem i skłonnością do wydobywania z instrumentów najbardziej ostrych, chropowatych brzmień, tutaj przedstawiają się jako artyści wrażliwi na ciszę i szum swobodnych wybrzmień instrumentów. Nawet Trzaska – chociaż najbardziej wyeksponowany i ulokowany w centrum wydarzeń – raczej zaznacza swoja obecność krótkimi i ascetycznymi solami, niż zaborczo dominuje nad całością. Pozwala improwizacji toczyć się swoim torem – nie ogranicza jej.
I być może właśnie w tym miejscu, w braku jakichkolwiek ograniczeń formalnych, kryje się tajemnica klasy tria – z pewnością najwybitniejszego postyassowego składu na polskiej scenie jazzowej.”
Wojtek Lada/Życie Warszawy

„Mikołaj Trzaska wylądował na ulicy. Lecz nie trzeba się martwić o los naszego najciekawszego saksofonisty. W przeciwieństwie do formy wielu dawnych jassowców jego forma cały czas zwyżkuje. Dowodem są przede wszystkim już dwa albumy nagrane ze znakomitym duetem braci Kolesiów. Mikołaj zabrał teraz Marcina i Bartka Kolesiów na ulice Gdańska, by album „live” zarejestrować w pejzażu miejskim.
Płyta sprawia wrażenie impresji na temat wieczoru ulicy Mariackiej. Jest ukoronowaniem pracy tria, którego formuła sprawdza się najlepiej na żywo. Wyciszony zmrokiem saksofon, pulsujący energią miasta kontrabas i szumiąca ulicą perkusja doskonale wpisują się w klimat miejsca występu. A biorąc pod uwagę przepiękną oprawę graficzną, chętnie bym komuś wysłał tę płytę jako pocztówkę wakacji w Trójmieście.”
Jacek Skolimowski (Przekrój lipiec 2004)

„Płyta jest fajnym dokumentem dżezującego desantu muzycznego, jakiego dokonali Olesiowie z Trzaską na Danzing, desantu rozmyślnie poczynionego w okolicznościach zachodu słońca, pod nieobecność już cygańskich grajków i innej maści muzykantów grających szlagiery pod gusta turysty pieszo penetrującego miasto.
Nie ma tu takiej medytacyjnej głębi i transowych zawijasów Trzaski jak na poprzedniej La Sketch Up, płyta nie uwiedzie też soczystością brzmienia, ale przecież nie tego należy się spodziewać po nagraniu dokonanym w żołnierskich warunkach. Danziger Strassenmusik ma raczej charakter dokumentalny (…). Udokumentowano muzyczny incydent, koncept muzycznego pojedynku: saksofonu, kontrabasu perkusyjnych rozmaitych zabawek.
Szczekanie psa, odgłosy przelatujących ptaków – wrony? wróble? Bo raczej nie gołębie – choć tym to właśnie dedykowany jest nawet jeden numer. Do tego podjonizowany wiatr od Zatoki, zachodzące słońce i lato gryzące się z jesienią, wspomnienie niemieckiej przeszłości miasta, w końcu histeryczna zapowiedz zimowej melancholii.
Nie pamiętam płyty, na której mógłbym posłuchać psa próbującego naszczekać na saksofon. Szkoda, że w mieście stołecznym nie przytrafiają się takie wieczory.”
Marek Włodarski (Lampa maj 2004)

„To już trzecia wspólna płyta Mikołaja Trzaski z braćmi Oleś i podobnie jak wcześniejsze nagranie tria krąży ona w obszarach współczesnego minimal jazzu. Imponuje zwłaszcza powściągliwość instrumentalistów: nikt nie eksponuje tu swoich umiejętności , nikt – nawet ulokowany w centrum wydarzeń Trzaska – nie narzuca reszcie roli lidera. Muzycy grają skromnie, pozwalają instrumentom wybrzmieć; żonglują raczej ciszą niż jak w wielu innych projektach, freejazzową ekspresją, co ostatecznie zamyka akcję utworów w luźno naszkicowanych granicach między współczesna kameralistyką a minima music. Miejscami odnosi się wrażenie, że muzycy dla wzmocnienia efektu narzucają sobie przesadną samokontrolę, trzymają w ryzach własną energię, tłumią emocje tylko po to, by improwizacja nabrała jakiegoś podskórnego nerwu I udaje m się. Słuchając płyty podświadomie oczekuje się tu jakiegoś mocniejszego akcentu czy konkretnie zaznaczonej puenty, która jednak nigdy nie następuje. Wszystko pozostaje niedopowiedziane. Nam to jednak nie przeszkadza – w jej poszukiwaniu wracamy do nagrań raz po raz dając się wciągnąć muzyką w tę subtelną grę na naszych emocjach. Oto jazz.”
Wojtek Wysoki (Fluid maj 2004)

„Zatrzymajmy się nad kilkoma zdaniami Mikołaja Trzaski: W mroku mojego magicznego miasta, wydając dźwięki, wracałem do moich własnych wspomnień. Ale to Mariacka i jej historia zaczęła mówić przez nas i nasze instrumenty, mimo naszej woli. Zostaliśmy spirytualnym medium, a historia opowiedziała się sama. To dobre wprowadzenie do muzyki, jaką znajdujemy na albumie – szkicuje charakter całości wykonanej przed publicznością, w sposób jednoznaczny odnosi się do metafizycznego pierwiastka muzyki. Zwróćmy uwagę, że nie ma tu ani słowa o „świetnym rozumieniu się grających na scenie” – i nie tylko dlatego, że na ulicy Mariackiej w Gdańsku nie ma drewnianej sceny. O klasie improwizacyjnej Trzaski i braci Olesiów wystarczająco dużo mówią ich trzy poprzednie albumy, pełne skupienia, zadumy nad naturą dźwięku, proponujące słuchaczowi podróż do początku muzyki. Grający potrafią tak samo dobrze przekazać określone nastroje, co za pomocą materii dźwiękowej opowiadać historie. Ale żeby dzięki instrumentom dać się opowiadać historiom wpisanym w konkretne miejsca? Dotykamy tutaj najprawdziwszej magii. (…)Najważniejsza jest jednak muzyka, niepokojąca, nieprzewidywalna, a jednocześnie bardzo kolorowa, głównie dzięki rozbudowanemu zestawowi perkusjonaliów Bartłomieja Olesia. Posiłkując się przywołanymi wyżej słowami lidera – mamy tu do czynienia z opowieściami smutnymi, skomplikowanymi i z niewesołym zakończeniem. I z wrzeszczącymi wronami w tle. Kontrabasista Marcin Oleś jest solidną podpora szybujących wysoko Bartłomieja i Mikołaja. Ale i on daje się ponieść saksofonowym i klarnetowym historiom Trzaski. Tutaj wszyscy razem dalecy są od znanego z poprzednich dokonań minimalistycznego cyzelowania każdego dźwięku. Na wcześniejszych płytach wyodrębnili muzyczną esencję, na ulicy Starego Miasta w Gdańsku pokazali, że ma ona gorzki smak. Bez rozwadniania i dodatków syntetycznych wszystkie utwory brzmią surowo, chropowato i przez to zyskują na szczerości. Najlepszym tego przykładem jest zakończenie albumu – interpretacja tematu Ornette`a Colemana Lonely Woman. W wykonaniu zespołu Mikołaja Trzaski zbyt widoczny jest osobisty rys na kompozycji z 1959 roku, by trafiła ona do radiowej audycji Marcina Kydryńskiego.”
Wojtek Wysoki (Fluid maj 2004)

Umiejętności

Opublikowano w dniu

31 maja 2021