Macio Moretti – drums
Paul Wirkus – drums
Piotr Czerny – nagranie
Joseph Suchy – mastering
Płyta „na baterie” zawiera materiał nagrany przez duo Macio Moretti/Paul Wirkus w ramach cyklu djazzpora. Ten niecodzienny koncert odbył się w warszawskiej galerii off 27 pażdziernika 2002 roku i byl absolutnie pierwszym spotkaniem obu muzyków w tym nietypowym składzie – duecie na standartowe zestawy perkusyjne.
„na baterie” jest zapisem spontanicznej improwizacji wybiegającej poza typowe dla wielu perkusistów bębnienie. Muzycy grają cicho i operują tutaj nietypowymi technikami gry, skupiając się raczej na sonorystycznej (atmosferycznej etc) stronie swoich instrumentów. Jest tu dużo szumów I drgań, a od czasu do czasu pojawiają się też nieco jazzowe, rytmiczne pasaże dozujące napięcie…
Możnaby rzec, że jest to jakby ambient/elektronika, ale unplugged.
Recenzje
„Pomimo pewnego – z braku lepszego terminu użyję formuły – „równouprawnienia wszystkich instrumentów”, solowe płyty perkusistów pojawiają się niezbyt często. Jeszcze rzadziej mamy okazję wysłuchać nagrania stworzonego przez duet muzyków posługujących się wyłącznie standardowymi zestawami perkusyjnymi, ale wydaje się, że polecenie „na baterie” tylko ze względu na niezwykłość tego przedsięwzięcia byłoby niesprawiedliwe. Krzywdzące nie tyle Morettiego i Wirkusa, ale samą muzykę, moim zdaniem, udaną i wartą co najmniej wielokrotnego wysłuchania. Najlepiej podejść do tej płyty bez wcześniejszych oczekiwań, bez zwracania uwagi na instrumenty, na dotychczasowe dokonania obu artystów, bez czytania zapowiedzi wydawcy, reklam sprzedawców, ba nawet bez czytania opinii recenzenta (tych, którzy mnie posłuchają w tym miejscu żegnam, a dla pozostałych mam jeszcze kilka informacji), bowiem dopiero wtedy będzie można ją w pełni docenić.
„na baterie” zawiera sześć nagrań zarejestrowanych podczas koncertu z cyklu djazzpora, który miał miejsce 27 października 2002 w galerii off w Warszawie. Było to pierwsze spotkanie tych muzyków w takiej konfiguracji, zaś muzyka jest rezultatem spontanicznej improwizacji. Być może jest ona nieco ograniczona użytym instrumentarium, ale na pewno nie możliwościami Morettiego i Wirkusa. Zresztą tego można było się spodziewać, wszak dotychczas wielokrotnie prezentowali się oni jako utalentowani, kreatywni artyści nieulegający stylistycznym ograniczeniom. Zdaje się, że zaczynali od rocka (odpowiednio w Starych Singers oraz Karcerze i Spokoju), by następnie, zarówno solo, jak również i w większych składach, bez kompleksów penetrować rozmaite obszary (jak chociażby pseudo-country, fuzja jazzu i hiphopu, elektronika, jazz – a może yass? – w przypadku Morettiego oraz post-rock, elektronika i improwizacja w przypadku Wirkusa), co ważne, wielokrotnie ze znakomitym skutkiem.
Sądzę, że podobnie jest i w tym przypadku. Już od samego początku słychać, że nie mamy do czynienia ze zwykłym bębnieniem, ze ściganiem się, kto szybciej i mocniej odegra swoje, popisując się techniką i siłą, lecz ze wspólnym, mozolnym, uważnym i pozbawionym chęci zaakcentowania swojej roli tworzeniem muzyki. Moretti oraz Wirkus nie ograniczyli perkusji do roli instrumentu rytmicznego, starając się dzięki wykorzystaniu nietypowych technik artykulacji poszerzyć paletę barw tego instrumentu. Nie są to może próby aż tak radykalne jak te, z którymi mamy do czynienia w przypadku niektórych improwizatorów, ale niewątpliwe urozmaicają one brzmienie i fakturę nagrań. Należy jednak podkreślić, że poszukiwania sonorystyczne nie służą urozmaiceniu, lecz przede wszystkim budowaniu poszczególnych utworów. Pomimo faktu, że stanowią one owoc improwizacji, to można je traktować jako pewne zamknięte konstrukcje. Nie zamknięte przez muzyków, ci bowiem dość swobodnie korzystali z wolności jaką niesie improwizacja, lecz wydają się zamknięte (lub przynajmniej prawie kompletne) po wybrzmieniu ostatniego dźwięku.
Zapewne ta płyta nie jest tworem doskonałym, niektórym słuchaczom czegoś może w tych nagraniach brakować, z kolei innych elementów może być zbyt dużo, ale na pewno jest udana i warto jej wielokrotnie (i to w skupieniu) wysłuchać, ponieważ „na baterie” raczej nie uwiedzie słuchacza od razu. Brak tu wyraźnych melodii czy efekciarskich zagrywek, sama muzyka jest dość cicha i nieco niedookreślona przechodząc swobodnie od sonorystyki do lekko drgającego, czy też może pulsującego rytmu. Jednak moim zdaniem, nie jest to wada, lecz zaleta tej – cóż, jednak to napiszę – niecodziennej płyty.
Na podkreślenie zasługują również bardzo dobra realizacja dźwięku (za którą odpowiadają Piotr Czerny – nagranie oraz Joseph Suchy – mastering) oraz, jak to zwykle w przypadku Kilogram Records bywa, znakomita okładka (tym razem projekt Morettiego).”
Tadeusz Kosiek, GAZ-ETA (21/2004)
„Dwóch perkusistów, dwa zestawy perkusyjne i… zero dźwięków zwykle z nimi kojarzonych. Wirkus i Moretti grają tak, jakby chcieli zaprzeczyć naturalnym prawom swych instrumentów.
Perkusje zatem szurają, szumią, brzęczą, piszczą. Jeśli nawet pojawia się jakieś uderzenie w czynel, to po to, by wywołać określony dźwięk, użyć określonej barwy, brzmienia, nie zaś by podkreślić rytm. Rytmu – w tradycyjnym rozumieniu – tu nie ma. Sympatycy wszelkiego rodzaju eksperymentów brzmieniowych winni być zatem zachwyceni. Podobnie jak sympatycy „szurającej” muzyki. Mnie nie zachwyca, ale i nie zniechęca. Dostrzegam, że jest. Podobnie, jak dostrzegam, że winna być uznana za ważne dokonanie w zakresie muzyki perkusyjnej. I oby tak się stało.
Wielkie brawa natomiast dla 1kg Records tak za odwagę wydania tej nietuzinkowej pozycji, jak i za jej edycję. Płyta jest mianowicie opakowana w jedną z ładniejszych, minimalistycznych okładek jakie widziałem.”
Paweł Baranowski, Diapazon